- Gmina Tarnów i Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich kontynuują wieloletnią akcję pomocy dla Polaków na Kresach.
- W ramach tegorocznej akcji przygotowano około 600 paczek z żywnością i artykułami szkolnymi, które trafią bezpośrednio do potrzebujących.
- Wójt gminy Tarnów opowiada o wyzwaniach i wzruszających historiach związanych z dostarczaniem pomocy w czasie wojny.
- Chcesz wesprzeć akcję? Dowiedz się, jak możesz dołączyć i pomóc Polakom na Wschodzie!
Ta akcja liczy już kilkadziesiąt lat. Pierwszy wyjazd miał miejsce w 1997 roku. Mowa o transportach mikołajkowych prezentów, dla Polaków mieszkających na Kresach Wschodnich. Pomoc regularnie organizują przedstawiciele gminy Tarnów oraz Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Tarnowie. Włączają w pomoc mieszkańców regionu – zbiórki darów, które trafiają do paczek, odbywają się w szkołach i przedszkolach.
- Jedziemy do Polaków, jedziemy do środowisk polskich. Nie jest to gdzieś przekazane jakiemuś stowarzyszeniu, gdzieś tam na magazyn. Spotykamy się w kościele, w parafiach bezpośrednio. W tym roku będziemy mieli około 600 paczek, bo takie jest zapotrzebowanie i te 600 paczek odbierze 600 rączek – informuje Grzegorz Kozioł, wójt gminy Tarnów.
Co trafiło do paczek? Przede wszystkim produkty spożywcze: kasza, mąka, ryż, cukier, przybory szkolne, bakalie, herbata, kakao i jakaś maskotka. Przed wybuchem wojny z Rosją w wyjazdach chętnie uczestniczyła młodzież. Teraz to się zmieniło, organizatorzy ze względów bezpieczeństwa odmawiają nawet pełnoletnim uczniom. Deklarują, że wrócą do tej formy kiedy uda się już zakończyć konflikt zbrojny.
Polecany artykuł:
- Najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że coraz częściej widzimy jak do tych domów zachodzimy, że ci Polacy, którzy tam są już cierpią na wojnie. Oni są obywatelami Ukrainy, bo takie jest prawo i oni giną i walczą gdzieś tam w Donbasie, jako Polacy, mówiący po polsku, czujący przywiązanie do rodzinnej ziemi, polskiej ziemi, a giną gdzieś tam w wojnie z Rosją gdzieś w Donbasie. I widzimy te zdjęcia w domach, gdzie nie ma taty, bo jest zdjęcie, że zginął albo jest na froncie. W tym momencie trzeba się liczyć z wieloma innymi zagrożeniami, które po drodze można spotkać. Jedziemy do kraju, który prowadzi wojnę. Jedziemy na przykład na spotkanie w szkole w Strzelczyskach, a syrena zatrąbi i trzeba schodzić do piwnicy. (…) Są też trudności administracyjne. Były takie przypadki, że nasz autokar został po prostu zatrzymany. Jedziemy z Mikołajem, a jednak służby ukraińskie na granicy nie puszczają, bo nie ma takiej pieczątki, takiej pieczątki… Raz było, aż serce bolało, cały autokar, ponad 20 osób, tony towaru, 500 paczek i my 6 godziny stoimy na granicy, bo nas nie puszczają. W siódmej godzinie powrót do kraju. I co z tymi paczkami? Dopiero później samochodami osobowymi, takimi busami, żeśmy to przewozili. Jak wytłumaczyć tym dzieciom? Dzwonią do nas. Przecież dzieci przyszły do kościoła, czekają, msza się odbyła, a nas nie ma – relacjonuje Grzegorz Kozioł.
Polecany artykuł:
Ponad pół tysiąca paczek jest już gotowych, ale organizatorzy akcji nie zamykają drzwi tym, którzy jeszcze chcieliby dołączyć. Jeżeli znalazłby się sponsor, który zaoferuje produkty żywnościowe, to może je dostarczyć do Domu Kultury w Radlnej. Tam odbywa się pakowanie darów. Wystarczy się umówić telefonicznie.
Jesteś świadkiem ciekawego zdarzenia w waszej okolicy? A może chcesz poinformować o trudnej sytuacji w Twoim mieście? Czekamy na zdjęcia, filmy i gorące newsy! Piszcie do nas na: [email protected]
