„Wspomnienia to niebezpieczna rzecz”. Rozmowa z Natalią Szyszkowską, autorką powieści „Dwunaste piętro”

2025-12-21 13:46

O wyizolowanym świecie na najwyższym piętrze szpitala, chorobie dzielącej życie, dwoistej naturze wspomnień, a także książce, której mogłoby nie być – rozmawiamy z Natalią Szyszkowską, pisarką, autorką powieści „Dwunaste piętro”.

Natalia Szyszkowska

i

Autor: Paweł Topolski/ Archiwum prywatne Natalia Szyszkowska, autorka powieści „Dwunaste piętro”

Krystian Janik: Gdybym brał udział w konkursie, którego celem byłby wybór cytatu otwierającego powieść „Dwunaste piętro”, wybrałbym aforyzm z książki „O niedogodności narodzin” Emila Ciorana, brzmiący: „Być na świecie … Nagle uderza mnie dziwność tego zwrotu, tak jakby nie odnosił się on do nikogo”. Słowa te kojarzą mi się z opisywanymi przez Ciebie scenami z izolatki. Scenami oszczędnymi, ale jednak pełnymi treści. Jak na wysokości tytułowego dwunastego piętra zmieniła się Twoja definicja życia?

Natalia Szyszkowska: Hmmm… Pierwsze pytanie i widzę, że nie bierzesz jeńców. Swoją drogą, sama już w prologu prowadzę czytelnika na najwyższe piętro szpitala i wpuszczam do ciasnej izolatki, więc nie uda mi się chyba uniknąć trudnej odpowiedzi, na trudne pytanie. Zmieniła się nie tyle definicja życia, co samo życie. Podzieliło się nagle i nieodwołalnie na „przed” i „po”. Bez mojej zgody, bez ostrzeżenia. Długa izolacja i brak wpływu na własne istnienie, wywołały poczucie odrealnienia. Za oknem izolatki toczyło się zwyczajne życie, ale bez mojego udziału. Czułam się oszukana, opuszczona i gniewna. Myślę, że każda osoba przechodząca przez traumatyczne wydarzenie w swoim życiu, pojmie mój tok rozumowania i ówczesnego patrzenia na świat zza szyby. Książkowe sceny z izolatki nie mogą być barwne, a słowa piękne i kwieciste, bo ograniczenia jakie narzuca choroba, niemożność kontaktu z drugim człowiekiem, wymagają oszczędnego, być może nawet brutalnego opisania.

„Dwunaste piętro” jest książką, której konstrukcja nie jest jednowymiarowa. Twój pobyt w szpitalu przecinają retrospekcje, będące migawkami z Twoich licznych podróży. Czy taka forma jest spowodowana tym, że ciężka choroba doprowadziła do dekonstrukcji Twojego uporządkowanego życia?

Dekonstrukcja to delikatne słowo, użyłabym raczej terminu destrukcja, bo gdy wraca nadzieja i szansa na wyzdrowienie, zaczyna się pełna odbudowa tego czym się było, ale na pustym placu. Kocham podróże, od lat wypełniały moje życie i wolny czas, dlatego były pierwszym bodźcem do połączenia moich dwóch, nowych światów. Dlatego ciasne uliczki Mostaru, zaczęły bliźniaczo zaciskać się na moim ciele jak ściany izolatki. Bezsenność, jakiej doświadczałam w gwarnej i tłocznej Florencji, wędrując niestrudzenie po brukowanych uliczkach od nocy do bladego świtu, stała się siostrą bezsenności w szpitalnym łóżku. W tamtym czasie nie miałam nic, poza wspomnieniami.

Przebywając w izolatce wspominałaś nie tylko podróże, ale także sceny z życia małżeńskiego, rodzinnego czy towarzyskiego. Rozpamiętywałaś lata młodzieńcze, a nawet dzieciństwo. Jak z perspektywy czasu postrzegasz rolę wspomnień?

Wspomnienia to niebezpieczna rzecz. Z jednej strony ratują, bo przywołują zdarzenia, w których uczestniczyliśmy i mamy pewność, że istnieliśmy naprawdę, zwłaszcza, gdy zaczynamy w to wątpić, z drugiej jednak strony, właśnie ta obecność w myślach innych, na starych filmach czy zdjęciach potrafi zranić do żywego, szczególnie gdy wydaje nam się, że już nikt nie wklei nas w nowy obraz, że to już nas nie dotyczy. Długo to trwało, nim we wspomnieniach odnalazłam nie przeszkodę, lecz nadzieję.

Natalia Szyszkowska

i

Autor: Paweł Topolski/ Archiwum prywatne

Dla wielu osób zaskakujący może być sposób w jaki opowiadasz o ciężkiej chorobie, bo nie znajdziemy w Twojej książce jej szczegółowych opisów. Jesteś autorką prozy chwytającej za serce, wzruszającej, ale też pisanej na chłodno. Dlaczego nie postanowiłaś się bardziej odsłonić?

Książka jest w dużej mierze autobiograficzna, zatem odsłaniam się choćby od samej jej klasyfikacji. Natomiast uważam, że to w zupełności wystarczy. Nie zamierzałam pisać dziennika z choroby. Nie zamierzałam zaburzać poprzez powieść tej kruchej intymności pracowników szpitala walczących o życie pacjentów, nie mówiąc już o samych pacjentach. Czułam, że wnikliwość i zero jedynkowe pisanie o nich byłoby nie na miejscu. Jednak najważniejszy powód był taki, że mnie choroba na zawsze odebrała beztroskę, uczucie mocno niedoceniane na co dzień. Nie wyobrażałam sobie opisywania procesów leczenia z wszystkimi jego etapami, często drastycznymi i okrutnymi dla ciała. To już nie byłaby literatura w moim pojęciu. I proszę mnie źle nie zrozumieć, ale chcę też być kojarzona jako autorka czy pisarka tworząca prozę, a nie chora autorka czy pisarka tworząca dobrą prozę.

„Dwunaste piętro” to Twoja druga powieść, a co za tym idzie – nie jesteś już autorką debiutu. Nie bez powodu używam tego określenia, gdyż po wydaniu „Wszystkich strachów” tak właśnie o sobie mówiłaś. Jak czujesz się jako pełnoprawna pisarka?

Zaskakujące pytanie. Faktycznie słowo „pisarz” kojarzyło mi się zawsze nie tyle może z ilością napisanych powieści, co z sukcesem wydawniczo-czytelniczym. Dlatego ja sama, tak niewielu autorów finalnie nazywam pisarzami. Z całą pewnością, po pierwszej wydanej książce oraz druku opowiadań w miesięczniku „Twórczość”, a szczególnie teraz, po pojawieniu się na rynku drugiej powieści, przestałam być autorką debiutu. Natomiast czy czuję się pisarką? Wciąż patrzę onieśmielona na to słowo, nawet, jeśli ono już mnie dotyczy.

Z nową powieścią wróciłaś po czterech latach od debiutu. Gdyby nie choroba, która nagle na Ciebie spadała, dzisiaj nie byłoby „Dwunastego pietra”. Czy w Twojej „szufladzie” znajdują się literackie projekty, których nie zdążyłaś dokończyć?

W mojej szufladzie jest książka napisana krótko po debiutujących „Wszystkich strachach”. Jej pierwszy rozdział pojawił się niespełna rok temu w „Twórczości”. Finalnie jednak cała powieść nie znalazła zainteresowania ówczesnego wydawcy, a ja nie wysyłałam jej też na większą skalę. Póki co leży sobie w ciepłym pliku. Mam również rozpoczętą inną historię, zaledwie kilkanaście stron, które brutalnie przerwała diagnoza. Dziś, w tym moim nowym życiu, nie mogłabym już jej dokończyć.

„Wszystkie strachy” wyróżniały się tym, że były powieścią w zasadzie bez dialogów. W „Dwunastym piętrze” chętniej oddajesz głos bohaterom, choć wydawać by się mogło, że jest to zdecydowanie bardziej intymna proza. Czym kierowałaś się, dokonując takiej zmiany?

Intymność dwunastego piętra wymagała ożywienia. To przemyślany zabieg, który miał na celu oderwanie być może sfrustrowanego już czytelnika ode mnie. Bo przecież nawet w najtrudniejszych momentach rozmawiamy z innymi ludźmi lub przywołujemy we wspomnieniach dialogi jakie prowadziliśmy. Jest zatem i śmiech, i błahostki, są i małe złości, które nie mogą niczego zniszczyć, ale za to medalowo rozładowują napięcie. To dobra i potrzebna konstrukcja, nawet w chwilowo wyizolowanym świecie.

Dla wielu osób parających się piękną sztuką pisania powieści, proces tworzenia jest czymś w rodzaju autoterapii, która nie tylko pomaga uporządkować myśli, ale także może wpłynąć pozytywnie na zdrowie fizyczne. Jak było w Twoim przypadku?

Nigdy nie traktowałam pisania jako formy terapii. Wręcz przeciwnie, pisząc dwunaste piętro czułam się czasami jak masochistka. Niektóre rozdziały wymagały przecież powrotu do traumatycznych wydarzeń i niejednokrotnie musiałam robić dłuższe przerwy w celu nabrania psychofizycznych sił. Wierzę autorowi, który komunikuje, że pisanie go oczyszcza, leczy. Ja tak nie czuję. Opowiadam historię dla przyszłego czytelnika, w tym widzę sens pisania w ogóle. Bardziej dla innych, mniej dla siebie.

Czy w ogóle wierzysz w to, że wyrzucenie z siebie myśli i przemienienie ich w zdania, dialogi, fabułę etc. jest czymś, co daje realne ukojenie zmysłom i ciału?

Wierzę, że słowa mają moc, wierzę że dają ukojenie. Przecież dla mnie samej czytanie książek jest cudowną relaksacją, odpoczynkiem. Lecz ja regeneruję zmysły i ciało czytając, niekoniecznie pisząc. Żeby jednak dobrze mnie zrozumieć trzeba też pamiętać, że moje odczucia tworzenia słów zostały zaburzone i już nigdy nie dowiemy się, jak na to pytanie odpowiedziałaby zdrowa pisarka.

Rozpocząłem cytatem z Emila Ciorana, więc – chcąc zachować budowę klamrową – zakończę naszą rozmowę słowami innego myśliciela. Heraklit z Efezu powiada przewrotnie: „Choroba czyni zdrowie przyjemnym i dobrym”. Zgadzasz się z greckim filozofem?

Nie znalazłam w chorobie ani jednej dobrej rzeczy. Zwłaszcza, że gdy chorujesz, chorują też twoi bliscy, a to za wysoka cena jaką trzeba zapłacić. Heraklit był przekorny, ja, nawet nie będę próbować. Cieszę się z wydania kolejnej powieści, rozsadza mnie radość na myśl o ponownych spotkaniach z czytelnikami, ale gdy wszystko milknie, przychodzi noc i znów spotykam tylko samą siebie, marzę o nierealnym. Zrobiłabym wszystko, aby „Dwunaste piętro” nigdy nie powstało.

Dziękuję za rozmowę.

Natalia Szyszkowska

i

Autor: Paweł Topolski/ Archiwum prywatne
Tarnów Radio ESKA Google News
Quiz. Ziyo to legenda polskiej zimnej fali. Jak dobrze pamiętasz największe przeboje tarnowskiego zespołu?
Pytanie 1 z 10
Dokończ fragment przeboju „Panie Prezydencie”. „Panie Prezydencie i wy wszyscy święci...”
"Glina" - Weronika Książkiewicz o swoim powrocie w "Nowym rozdziale" | WYWIAD