Co ciekawe, start tarnowianki w PolskaMan Triathlon był spontaniczny i w sumie przypadkowy. Dzień wcześniej sportsmenka wystartowała w zawodach w Ślesinie. Pływanie poszło jej dobrze, ale pech chciał, że na 10 kilometrze jazdy na rowerze złapała gumę.
- Polały się łzy, bo dla mnie oznaczało to koniec ścigania. Smutek był o tyle duży, że był to jedyny start ze wszystkich zaplanowanych na ten sezon, bo wiele zawodów jest odwoływanych. Niedługo po tym zadzwonił do mnie trener Robert Karaś z propozycją startu na drugi dzień, na tym samym dystansie tyle, że w Wolsztynie. Tata, który towarzyszył mi podczas zawodów zdopingował mnie i bez zastanowienia ruszyliśmy w drogę – mówi Joanna Markucka.
Spontaniczna wyprawa do Wolsztyna opłacała się. Wygrana na średnim dystansie była podwójnie satysfakcjonująca. Tarnowiankę mocno ucieszył wynik. Zależało jej, aby ukończyć zawody osiągając czas poniżej pięciu godzin.
- Konkurencja była naprawdę duża. Z wody wyszłam jako druga. Podczas jazdy rowerem szybko jednak wyprzedziłam swoją rywalkę. Około 10-minutowy dystans udało mi się utrzymać także podczas biegania. Ból nóg zaczął nasilać się sześć kilometrów przed metą. Udało się go jednak przezwyciężyć - wspomina Joanna Markucka.
Polecany artykuł:
Tarnowianka dobry wynik osiągnęła dzięki morderczym treningom. Przed sezonem sportsmenka na sale treningową zaglądała nawet dwanaście razy w tygodniu. Co ciekawe, to dopiero drugi sezon, w którym Joanna Markucka próbuje swoich sił w triathlonie. Podziwiamy i trzymamy kciuki za kolejne starty!