Szczepienia na koronawirusa to jeden z najgorętszych tematów ostatnich miesięcy. Mają pomóc uporać się z pandemią i pozwolić na powrót do normalnego funkcjonowania. Szkopuł w tym, że wiele osób nie jest przekonanych do bezpieczeństwa tej metody. Producenci zapewniają wprawdzie, że testy nie wykazały skutków ubocznych, ale to nie przekonuje sceptyków. Ci argumentują, że nie można z całą pewnością mówić o braku niepożądanych skutków ubocznych, bo te mogą się ujawnić po kilku latach, a takich badań nie prowadzono.
Tarnowianie także nie są zbyt chętni do ustawiania się w kolejce po szczepienie. Wielu przyznaje, że ma mętlik w głowie.
- Teraz jest dużo różnych mediów, namiar informacji, jedne zachęcają do szczepień, inne nimi straszą, człowiek nie wie, które są wiarygodne, którym można ufać. Gdybym miał sto procent pewności, że są bezpieczne to bym się zaszczepił i miał sprawę z głowy, ale tej pewności nie ma – przekonuje jeden z mieszkańców.
Dlatego wielu woli zaczekać z decyzją. Wątpliwości budzi też dostępność specyfiku. Tarnowianie przywołują problemy z dostępnością sezonowej szczepionki na grypę i obawiają się, że ze szczepionką na koronawirusa może być podobnie. Ale są i tacy, którzy ufają zapewnieniom i są zdecydowani skorzystać ze szczepienia w pierwszej kolejności.
W Wielkiej Brytanii szczepienia już ruszyły, natomiast w Polsce trwa nabór do narodowego programu szczepień przeciw koronawirusowi. Jeszcze do piątku 11 grudnia, Narodowy Fundusz Zdrowia czeka na deklaracje od placówek medycznych, które zamierzają przystąpić do tego programu. Wnioski mają być rozpatrzone do 17 grudnia. Warunkiem jest prowadzenie w takim punkcie szczepień przez co najmniej pięć dni w tygodniu, a także wykonywanie ich również przez zespół wyjazdowy w domu pacjenta, jeżeli jego stan uniemożliwia samodzielne dotarcie do punktu szczepień.
Lekarze są zdania, że narodowy program szczepień na koronawirusa ma szansę powodzenia, jeżeli będą chętni, by z niego korzystać. Jednak na przykładzie szczepień przeciwko grypie widać, że z takiej formy ochrony korzysta rocznie zaledwie kilka procent Polaków. Sceptyków nie przekonują apele lekarzy, ani strach przed możliwymi poważnymi powikłaniami po grypie.