Pan Wiesław nie tylko udzielał się w zespołach i orkiestrach, ale także... w cyrku! Przez kilka lat był etatowym muzykiem i grał tam na puzonie. Dzięki temu mógł podróżować po całym świecie. Zwiedził Francję. Niemcy oraz Irlandię. Pewnego dnia, wracając z zagranicy, zasnął za kierownicą. Czołowo zderzył się z innym pojazdem. W wyniku wypadku został sparaliżowany od pasa w górę. Przez długą, żmudną i czasochłonną rehabilitację wypadł z obiegu i nikt nie chciał go już potem zatrudnić.
- Stąd moja obecność na ulicy. Na graniu znam się najlepiej. W lecie grywam na akordeonie, a zimą – kiedy spada temperatura i szybko marzną palce - przerzucam się na harmonijkę. Żeby coś „wpadło” trzeba posiedzieć nawet pięć godzin. Często na mrozie i w deszczu. Chodzi o przeżycie, bo trudno mówić o życiu - mówi pan Wiesław.
Przechodząc obok ulicznego grajka często można usłyszeć Tango Milonga i Ob-La-Di, Ob-La-Da. To zazwyczaj melodie żwawe i pozytywne, dobrze kojarzące się przechodniom. Sytuacja zmagającego się z biedą muzyka nie jest łatwa. Pan Wiesław nie otrzymuje żadnych świadczeń, cierpliwie czeka, aż osiągnie wiek emerytalny. W międzyczasie siada na krzesełku i gra - robiąc to, co kocha.
- Święta spędzę w samotności. Mam pewien pozytywny nałóg. To nałóg czytania książek. Będę czytał. Dużo czytał. Ja w zasadzie dzień i noc czytam – mówi pan Wiesław.
Mimo ciężkiej sytuacji znajduje siłę na uśmiech. Czerpie go od przechodniów. Wrzucając mu drobne do puszki często zagadują i życzą mu dobrego dnia. No i są jeszcze te miłe panie z pobliskiego sklepu. Widząc jak marznie robią mu gorąca herbatę.
Masz dla nas ciekawy temat lub wystrzałową nowinę? Napisz do nas na adres [email protected]. Czekamy na zdjęcia, filmy i gorące newsy z Waszej okolicy