Okazuje się, że kąpielisko w Radłowie coraz chętniej odwiedzają płetwonurkowie z Małopolski i Podkarpacia. Wszystko przez utworzony tam i wciąż uzupełniany podwodny skansen. By dotknąć dna, w niektórych miejscach, trzeba zanurzyć się nawet na 18 metrów!
- Zatopiliśmy dwie skrzynie. Jedna jest otwarta i można do niej zajrzeć. Na dnie mamy też stare żarno, beczki drewniane, stół stolarski z dawnej epoki z narzędziami. Pod wodą pięknie prezentuje się wóz drabiniasty z drewnianymi kołami. Mamy również starego, żółtego trabanta, do którego można zajrzeć. Sporą ciekawość budzą kości mamuta. Pochodzą, z tego właśnie miejsca. Co jakiś czas są wydobywane przez pracowników pobliskiego żwirowiska – opowiada Sławomir Patuła, opiekun miejsca nurkowego w Radłowie.
Płetwonurkowie bardzo lubią to miejsce również ze względu na zróżnicowane dno. Wokół pełno jest górek, spadków i ścianek. Wszystko w dobrej widoczności.
- Oporęczowaliśmy najatrakcyjniejsze odcinki. Na dnie rozciągnięta jest linka. Płetwonurek nie musi używać kompasu tylko płynie wzdłuż i zwiedza zatopione atrakcje. Dzięki temu nie błądzi. Potem wraca tą samą trasą lub wybiera inną – dodaje Sławomir Patuła.
Płetwonurkowie z Riviery Radłowskiej eksplorują dwuhektarowy teren z dala od wypoczywających tam osób. To bezpieczniejsze. Zwiedzanie atrakcji odbywa się zarówno latem, jak i zimą. Miłośnicy podwodnych spacerów systematycznie schodzą na dno również po to, by je...posprzątać. Za każdym razem wyciągają mnóstwo szklanych i plastikowych butelek.